Wywiad z księdzem Ryszardem Boguszem

Misjonarzem z Kamerunu.

Ksiądz Ryszard Bogusz przed wieloma laty był wikariuszem w Koźminie Wlkp. , w 1974 r. wyjechał na misje do Kamerunu. Co trzy lata przyjeżdża do Polski na urlop. Wtedy też odwiedza i naszą parafię. W czasie ostatniego swojego pobytu przeprowadziliśmy z nim wywiad do naszej gazetki parafielnej: "Jezus żyje". Tekst tego wywiadu postanowiłem umieścić na mojej stronie. Niech będzie on okazją do refleksji nad naszą wiarą.

Ks. Tomasz

ks.Ryszard Bogusz

Był ksiądz kiedyś wikariuszem w Koźminie. Jak to się stało, że wyjechał ksiądz na misje do Kamerunu?

Powołanie takie. To się nazywa powołanie misyjne. To się rodziło już w seminarium. Ojciec Białek, Jezuita, który często przychodził opowiadał o jakimś kraju, dawał adresy, żeby korespondować. Takie pierwsze kontakty z misją zaszczepił nam właśnie w seminarium. A decyzja przyszła w parafii św. Wojciecha w Poznaniu. Nie wiem jak. Złożyłem prośbę u Arcybiskupa, że chcę jechać na misje, gdzie potrzeba kapłanów. Tym bardziej, że była bardzo szeroko wtedy omawiana encyklika papieża Piusa XII “Fidei Donum” - dar wiary, mówiący żeby tam gdzie nie ma księży, diecezje mogły wysyłać na “pożyczkę”. Szybka była odpowiedź, bo akurat biskup z Limy, w Kamerunie Południowym, przyjechał i prosił o dwóch. Jeden był kandydat z Katowic, ja byłem też jeden, a ponieważ wysyłano zawsze w dwójkę, to nas skleili razem. Od razu przeznaczenie na Kamerun i myśmy pojechali najpierw na kurs francuskiego i misyjny do Warszawy. Potem uzupełnienie w Paryżu kursu francuskiego i początek 1974 r. to Kamerun.

Jak wygląda księdza praca w Kamerunie, czy jest ona podobna do pracy księży w Polsce?

I podobna i nie podobna. Podobna, bo praca kapłana to jest nauczanie prawd wiary, kierowanie duchowe ludźmi i sakramenty. Pod tym względem podobna, a inna, powiedzmy, pod względem metody. Może jeszcze bardziej szersza, bo ksiądz musi wysłuchać wszystkich problemów poprzez wizyty wiosek, których mamy 27, z którymi ludzie przychodzą przez cały dzień, nieraz do nocy. W samym centrum misyjnym to ludzie przychodzą od rana do wieczora, nie ma godzin urzędowania. Jeśli ktoś ma problem to przychodzi i trzeba mu pomóc go rozwiązać. Problemy nie tylko wiary, ale problemy rodzinne, medyczne nawet. W Polsce na poziomie diecezjalnym, krajowym, odbywa się formowanie katechistów. U nas każda misja musi prowadzić formacje katechistów, którzy spełniają rolę prawie księdza w wioskach, w niedzielę odprawiają kult, nie jest on mszą świętą, ale kult na wzór protestancki. Słowo Boże, homilia, kazanie, duchowe łączenie się z misją centralną, tam, gdzie jest kapłan obecny i komunia duchowa.

A jeżeli chodzi o warunki życia?

Warunki życia nie są najłatwiejsze, powiedzmy, takie dostateczne z jednym minusem. W tym znaczeniu, że właściwie wszystko, zwłaszcza w naszej sytuacji księży Fidei Donum, dar wiary, zależy od ofiar ludzi. Ofiarność jest, ale nie mają z czego tej ofiary dawać. Jedyny taki ratunek dla nas księży nie zakonnych, to jakiś kontakt z przyjaciółmi kapłanami, wiernymi, których się zna i którzy w jakiś sposób mogą pomóc, żeby jako tako można egzystować.

Ma ksiądz już pewne doświadczenie jeżeli chodzi o życie religijne ludzi w Polsce, a teraz już doświadczenie życia religijnego ludzi w Kamerunie. Czy można to jakoś porównać?

Trochę podobieństwa jest, powiedzmy, jest dużo rzeczy nie pogłębionych, zewnętrznych. Afrykańczycy bardzo lubią gestami, czynami ukazywać swoją wiarę, ale nie ma tego pogłębienia. Protestanci w tym górują i katolicy próbują to naśladować, my z tym bardzo walczymy. To czuje się tak bardzo swojsko, taniec, muzyka, śpiew, to jest bardzo pomocne, ale to jest tylko czysto zewnętrzne. Brak pogłębienia. To jest to, co papież powiedział, że nie wystarczy tylko przekroczyć próg, ale trzeba iść w głębie. I to, co Kościół naucza, i mówi zresztą o tym nasz papież, reewangelizacja, to ten neokatechumenat w Polsce i u nas reewangelizacja, to jest coś właśnie podobnego. Takie małe doświadczenie po tych 25 latach pracy, wydaje mi się, że za szybko ci ludzie byli ochrzczeni, bez głębszych podstaw, co jest rodzajem konkurencji z protestantami, którzy byli tutaj pierwsi. Brzydki zwyczaj liczenia chrześcijan, ilu ochrzczonych, ilu było u pierwszej komunii, ile ślubów kościelnych itd. to coś w tym jest, bo musimy podawać takie statystyki raz na rok do Rzymu bezpośrednio. To jest taki problem tego życia religijnego. Druga rzecz, którą zauważyłem to ci ludzie wierzą za bardzo, to znaczy za szybko. Nie ważne, kto przyjdzie, odrazu uwierzą, zwłaszcza jeśli ta wiara daje szybkie rezultaty, ma jakiś problem, nie może sobie dać rady i oni lubią takie szybkie rozwiązania. Coś tam nie gra w rodzinie, to szybko musi być zrobione. Ktoś choruje, to szybko, żeby wyzdrowiał. Do tego stopnia, że jak używa lekarstw białych i to od razu nie pomaga, to idzie do szamana, który go oczaruje, który go zahipnotyzuje, czy jakimiś narkotykami go oszołomi i on uważa, że się czuje lepiej. Mimo, że musi płacić dużo pieniędzy, bo za to żądają duże sumy. Ludność tam jest bardzo podatna na wszystkie jakieś nowe prądy, na sekciarstwo, plus wiara ze strachu przed przodkami, przed tradycją, strach, że sprzeniewierzą się swoim ojcom. Tu mam przykład straszny. Taki mężczyzna, którego poznałem na początku, nie ochrzczony nigdzie, ani u katolików, ani u protestantów, w żadnej religii, bo matka przed śmiercią też nie ochrzczona powiedziała “ty żadnej religii nie wybierzesz”. Czyli szacunek dla testamentu matki. I ta tradycja w jakiś sposób hamuje podejście chrześcijańskie do Chrystusa, wielożeństwo itd.

Wspominał ksiądz o szamanach, czarownikach. Czy jest to dosyć duży problem w Kamerunie?

Jest duży oczywiście. Ci ludzie w Afryce się bardzo boją. I żeby się tego pozbyć, to, niestety, większa wiara w te szybkie reakcje, widzą dużo gestów, dużo czynów, dużo ceremonii, to tak jak przy tym wypędzaniu złego ducha z tej jednej wioski, trzy kilometry od misji. Tańce, ceremonie nocne, jakiś znak jak na przykład zabicie psa. Wszyscy musieli wypić krew tego psa i szczątki tego psa zakopano w małym grobiku, żeby te złe duchy odpędzał. Wioska była na wymarciu. Nawet katechiści w tym uczestniczyli, którzy tłumaczyli się w ten sposób: “gdybym nie wypił, gdybym nie uczestniczył w tym obrzędzie, to by mnie posądzili, że ja mam kontakt z diabłem, że ja jestem powodem tego całego nieszczęścia w tej wiosce”. Potem jeszcze bardzo przykre to, że ci sami ludzie w niedzielę byli u komunii. Jak to, tu psią krew piją, a tu Pana Jezusa Ciało i Krew? No albo, albo. A taki jeden katechista tłumaczył się, że to jest większa pewność, bo i od tego i od Pana Boga, to te złe duchy zostały wypędzone. To takie naiwne tłumaczenie, ale to istnieje. I oni wierzą, że to im pomoże. Ten pierwszy rok jubileuszu, jak to u mnie widziałem, to było otwieranie się kart ludzi, którzy nawet nie wiedzieli, że trzeba wierzyć tylko w Jednego Boga, że my w to wierzymy ustami, a potem w praktyce i to i to. Nie mogę dwom Panom służyć - powiedział Jezus.

Czy wobec tego, że jest to takie powszechne, czy istnieje problem egzorcyzmów?

Tak, oczywiście. Myśmy kiedyś przycisnęli biskupa do muru, wiedząc z tradycji Kościoła, że i Pan Jezus wypędzał złe duchy i dał tę moc Apostołom i Kościołowi, żeby się przydało, aby dał takiego egzorcystę. Biskup mówił, że nie. On tłumaczył to tym, że każdy ksiądz z chwilą święceń ma władzę, którą od Chrystusa otrzymał i on to może robić na wiele dróg. Tak jak proponował dawniejszy rytuał chrztu. Egzorcyzm, który istniał, teraz już nie istnieje, ten egzorcyzm wykorzystywać. Ja to czytam trochę po polsku i po łacinie. Na przykład, egzorcyzm soli przy chrzcie, czy egzorcyzm soli przy poświęceniu wody, ja to stosuję. Proponował też coś innego na to, olej, sakrament chorych dla wszystkich, którzy mają jakiekolwiek problemy, że można to robić dla wszystkich źle się mających i duchowo, i cieleśnie. Jak ktoś jest chory, to tylko do kapłanów, że jest ta moc i olej, który uzdrawia i wypędza złego ducha. Namaszczony to jest przecież Chrystus. Od chrztu my właściwie jesteśmy Jezusami Chrystusami, bo Jezus odpuszcza grzechy przez wodę, a Chrystus namaszcza. Namaszczenie to jest jakaś pomoc, która w imię Jezusa Chrystusa może te czary odczarować, czy uwolnić tego opętanego, nie mocno opętanego, ale takiego, który tam jakiś kontakt ma. To jest właściwie takie wzięcie, oddanie się, jak już jakąś praktykę diabelską robię. Na przykład, pewien chłopak w ubiegłym roku przyszedł i mówi, że chciał być wielkim człowiekiem, ale mu kiepsko w szkole szło i poszedł do czarownika, który kazał mu zjeść dwa zęby antylopy. Zgodził się na to, że nie wysiłek, nie modlitwa, tylko właśnie te czarodziejskie rzeczy, które trzymał w żołądku do chwili jak je musiał zwymiotować przy mnie. Nakładanie rąk też bardzo pomaga. Praktykują to szczególnie te misje, w których są wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym. I to bardzo pomaga. W każdy czwartek jest u nas takie zebranie i jak ktoś czasami prosi o pomoc, to zapraszam na czwartek wieczór. Wtedy jest i msza, i modlitwa, i ci, którzy mają “chrzest w Duchu Świętym” nakładają ręce, wspólnie się modlimy. Wielu ludziom to pomogło. Woda święcona pomaga napewno. Pokropienie wodą i modlitwa. Różaniec nie noszony na szyi, ale odmawiany. Dobrze zrozumiany różaniec przez modlitwę i medytacje to jest rodzaj kontrataku na te wszystkie diabelskie czary. Tak więc to wszystko istnieje niestety, jak diabeł istnieje to te rzeczy też muszą być.

Wspominał ksiądz tu o ruchu Odnowy w Duchu Świętym. Czy jest to mocno działający ruch w Kamerunie?

Tu się mogę pochwalić, że w mojej diecezji była jedna z takich silnych grup. Myślę, że w tej chwili każda misja ma taką grupę. I teraz to się jeszcze połączyło, coś w rodzaju tutaj, w Polsce Akcji Katolickiej. Tam na przykład, to jest coś w rodzaju żywego różańca, potem stowarzyszenie kobiet, też jest różaniec. Są jeszcze damy apostolskie, też jest różaniec i adoracje, a także spontaniczne modlitwy i jest Odnowa. Na te Odnowę wszystkie te grupy przychodzą. Modlą się ładnie. Wszystkie modlitwy są w połączeniu ze Mszą świętą. Ojciec Tardif, który tu był - znam go dobrze - i o. Ange, oni wszystko robili w powiązaniu ze Mszą świętą. To się ładnie łączy, jest chwała, jest medytacja nad lekturą zamiast kazania, wszyscy mówią kazanie, rozważanie nad Pismem świętym. Po komunii świętej są prośby, dziękczynienie i chwała. To jest, moim zdaniem, bardzo wielka pomoc na te czarodziejskie rzeczy ministrantów diabła. Ucieszyłem się jak zobaczyłem ten wasz miesięcznik “Jezus żyje”.

Jak wygląda sytuacja rodzimych powołań kapłańskich?

To jest problem. Widać trochę pomału jakby wzrost, ale też wielkie sito jest potem już w seminarium. Seminarium jest dosyć ostro nastawione. Patrzą ostro na wszystko, począwszy od nauki, aż po morale. Ja mam jednego z tej naszej misji, a drugiego w rasie fang. U mnie są dwie rasy: fang i bulu, większość jest fang. I ten drugi przygotowuje się właśnie, w tym roku idzie do dużego seminarium.

Na zakończenie, jakie przesłanie ksiądz by przekazał mieszkańcom parafii i Koźmina?

Koźmin też słynie z powołań. Módlcie się i za misjonarzy już pracujących, tym bardziej, jak kogoś znacie tak jak mnie, za te moje problemy, o dobre powołania miejscowe. I w tym roku, żeby dobrze wejść w 2000 rok, żeby ta nasza wiara i tu w Polsce i w Kamerunie tak jakoś się oczyściła z tych plewów, które tylko psują obraz Jedynego Zbawiciela, który działa przez Ducha Świętego, żeby ta wiara była odnowiona, by z radością można było Panu Bogu służyć.

Powrót do głównej strony